poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Lux lucis, et tenebrae - 1



            Wiec jest tak jak obiecałam :) Jeśli ktoś jest trochę za leniwy żeby to sprawdzić (piszę bo ja jestem takim trochę leniuchem i chciałabym żeby ktoś mi to wytłumaczył, haha) to tytuł z łaciny znaczy "Cienie i światła" co jest nawiązaniem do tego co będzie się działo później, lecz cśś. Nie będę tworzyć autorskich spojlerów :P. Jak na razie jest trochę mało akcji, ale wszystko zacznie się powoli rozkręcać. Obiecuję. Oczywiście jeśli ktoś tu wpadnie, komentarze i krytyka (tylko zdrowa krytyka nie hejt xD) są mile widziane. Jeśli są jakieś błędy których nie poprawiłam to przepraszam, a teraz endżoj :D
#####
            Autobus w którym jechała nasza klasa, był żółty. Przez rdzawy, brązowawy nalot, wyglądał trochę jak banan, więc gwoli ścisłości jechaliśmy ogromnym stalowym bananem na kółkach. W środku jednak nie pachniało żadnym egzotycznym owocem, wokół unosił się jedynie paskudny odór potu. Było to spowodowane oczywiście brakiem klimatyzacji w naszym autobusie, dało by się znieść to niedopatrzenie gdyby nie to, że był właśnie środek maja, czyli jednego z gorętszych miesięcy w stanie Kentucky. Siedzący obok mnie Emanuel nie odrywał wzroku, swoich czarnych oczu od linii wysokiego napięcia, które były tego samego koloru. Podpierał piegowaty policzek na dłoni bawiąc się swoją dolną wargą tak jak to robią małe dzieci. Dźwięk, który temu towarzyszył doprowadzał mnie do szału.
            - Ostrzegam, że jak nie przestaniesz to zaraz ci przyłożę – wysyczałem, patrząc się na niego kątem oka. – Mówię serio.
            Emanuel był ode mnie wyższy o parę centymetrów i o wiele lepiej zbudowany, nie żebym mu zazdrościł czy coś, po prostu taki był fakt. Jego oczy były jak dwa bezdenne tunele, a włosy miał tak czarne jak kominiarz po ciężkim dniu pracy. Mimo to, że wszystkich wokół oczarował, tak jakby był wróżką w tutu i gorsecie, która sypie na wszystkich magicznym pyłkiem i śpiewa radosne piosenki, ja jednak za nim nie przepadałem. Był najbardziej sarkastyczną i irytującą osobą z jaką w ogóle zetknąłem się w moim życiu, ale już od pierwszego dnia szkoły przyczepił się do mnie tak jakby był moim bliźniakiem syjamskim. Musiałem go po prostu jakoś tolerować.
            Popatrzył się na mnie i jedynie uśmiechnął się szeroko, przez co w jego pokrytych bladymi piegami policzkach zrobiły się dołeczki. Coraz bardziej miałem ochotę mu przyłożyć.
            - Mhm. Jasne. – Zakpił. Mówił z dziwnym szorstkim akcentem.
            Odchylił dolną wargę palcem wskazującym, a kiedy ją puścił uwolnił w przestrzeń pomiędzy nami odgłos mlaśnięcia, które tak mnie irytowało. Nie przestawał się wrednie uśmiechać. Przeklęty dupek. Dwie dziewczyny z siedzenia obok obserwowały naszą sprzeczkę, choć „ obserwowały” nie jest tak do końca dobrym określeniem. One po prostu pożerały, albo rozbierały Emanuela wzrokiem. Pewnie czekały tylko aż spowoduję bójkę, żeby mogły potem udzielić swojemu biednemu Romeo pomocy. Będzie jej potrzebował kiedy spłaszczę mu nos tak, że będzie wyglądał jak buldog – pomyślałem.
            Nie miałem zamiaru jednak dawać głupkowi satysfakcji z tego, że udało mu się mnie sprowokować. Odwróciłem od niego wzrok, choć ręka mnie świerzbiła i sama wyrywała się w kierunku jego twarzy. To, że wykazywała tak silną własną wole było niesamowite.
Postanowiłem, że skieruje swoje myśli i uwagę na coś innego niż Emanuel. Wybrałem naszą podróż. Bądź co bądź dla takiego klasowego sztywniaka jak ja podróż do nudnego rezerwatu była niesamowitą przygodą. Tyle, że nie jestem sztywniakiem, a ta wycieczka wcale mi się nie podoba i nie chodzi tu tylko o siedzenie obok Emanuela, po prostu nie ma nic ciekawego w Rezerwacie Jaskiń Mamucich, jeżeli nie jest się jaskiniowym koneserem.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie czuję na sobie już wzroku mojego autobusowego sąsiada. Popatrzyłem się więc na niego kątem oka. Siedział przygarbiony, na udach miał rozłożony niewielki notatnik, którego kartki wyglądały na bardzo stare, tak samo jak skórzana oprawa. Pismo Emanuela było dziwnie schludne, lekko pochyłe i po prostu do niego nie pasowało. Była to kaligrafia jaką mógł posługiwać się prawnik, dyrektor jakiejś dużej korporacji, król Anglii, ale nie buntowniczy nastolatek, który jak mi wiadomo już drugi raz powtarza przedostatnią klasę liceum. Zmarszczyłem brwi. Mimo to, że to co pisał było czytelne, nie potrafiłem rozpoznać języku w jakim pisał. To mógł być niemiecki, albo jakiś skandynawski język, w obu były te dziwne o z kropkami i takie tam. Z ciemnych włosów chłopaka mogłem wywnioskować, że jednak nie płynęła w nim ani kropla skandynawskiej krwi, tam są praktycznie sami blondyni.
            -Jesteś Niemcem? – postanowiłem mu trochę podokuczać.
            Zamarł w trakcie pisania. Zakrył stalówkę pióra zatyczką i położył je na złączeniu dwóch kartek. Zamknął szybko dziennik, z czego odgadłem, że trafiłem w jakiś jego czuły punkt. Popatrzył się na mnie, jego oczy były jeszcze bardziej puste niż zwykle, ale to mnie nie odstraszyło. Teraz mieliśmy remis, a ja zamierzałem wkrótce wygrać. Ku mojemu zdziwieniu jego usta wykrzywił zimny i ostry jak brzytwa uśmiech, który nie obejmował jego oczu. Siedzący wokół Klub Obsesyjnych Fanek Emanuela wyraźnie się ożywił i znów oderwał się od wcześniejszych zajęć i śledził każdy ruch swojego idola.
            - Może – odpowiedział wymijająco. Widziałem jak wodził opuszkami palców prawej dłoni po jakimś, już od dawna niewyraźnym, pozłacanym napisie na okładce dziennika. Zdołałem odczytać tylko dwie pierwsze litery „s” i „h”.– Nawet jeśli to kogo to obchodzi?
            Mrugnął do jakiejś dziewczyny za moimi plecami. Nie musiałem się odwracać żeby wiedzieć że rozpływa się właśnie jak masło na patelni, a towarzyszki – klubowiczki patrzą na nią z zazdrością.
            Nagle autobus zatrzymał się z szarpnięciem. Poleciałem przed siebie, twarzą prosto w fotel naprzeciw. Uderzyłem się mocno w nos, przez co puściła się mi z niego krew, ale dzięki Bogu go nie złamałem. Emanuel zdołał utrzymać się na miejscu i nie skończyć z obolałym nosem tak jak ja, ale z kolan spadł mu notes, a zawarte w nim kartki rozsypały się po podłodze. Szybko się po nie rzucił i zaczął je pośpiesznie zbierać, ale mimo to pod stopą udało mi się schować jakąś niewielką fotografię. Zaplanowałem, że dokładnie jej się przyjrzę, kiedy Emanuel nie będzie patrzył. Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i przyłożyłem do nosa. Od razu zaczęła się obficie pokrywać krwią, przez co po ledwie paru minutach musiałem wymienić ją na nową. Starą włożyłem do siatki wmontowanej w tył fotela, w który niefortunnie walnąłem moją twarzą.
- Wszyscy macie zostać w środku – nakazała nasza nauczycielka biologii, pani Green.
„Chyba kogoś potrąciliśmy” taki szept przebiegł przez cały autobus, a wszyscy oprócz mnie i Emanuela rzucili się do okien. Ja nie zrobiłem tego dla tego, że wciąż byłem poważnie zajęty tamowaniem czerwonej Amazonki, mającej źródło w moim obolałym nosie, a Emanuel drżącymi, z niewiadomego powodu, dłońmi układał różne fotografie i zapiski w ich określone miejsca w Ściśle Tajnym Dzienniku Skrytego Niemieckiego Dupka.
Kiedy moja prywatna rzeka już wyschła umieściłem chusteczkę obok jej poprzedniczki. Sprawdziłem czy mój autobusowy  „kumpel” patrzy, ale on dalej był skupiony na swoim dzienniku, jak Smigol na pierścieniu. Zastanawiałem się czy zacznie też mówić w trzeciej osobie, mogłoby być zabawnie. Wyciągnąłem fotografię spod trampka i otarłem z brudu nawet na nią nie patrząc, bo byłem zbyt skupiony na czuwaniu czy Gollum nie widzi, że zabrałem część jego dobytku. Na szczęście nie widział, bo do kitu z niego strażnik skarbów. Schowałem zdjęcie do skrytki w najmniejszej kieszonce plecaka i szybko zasunąłem zamek.
Przecisnąłem się do okna i wyjrzałem za nie. Nasz ukochany środek transportu stał na poboczu zwykłej dwupasmówki, a wokół była nicość składająca się z ziemi, trawy i chwastów. Przestrzeń przed autobusem była dla mnie niewidoczna, a to tam działo się najwięcej. Przycisnąłem policzek do szyby starając się uparcie coś zauważyć. Moje wysiłki spełzły na niczym, ale po niecałych pięciu minutach w widoczny dla mnie obszar weszła Green obejmując jakąś dziewczynę, która przyciskała kawałek czerwonego od krwi materiału do lewej części czoła.
- Cholera – wyrwało mi się, przez co zwróciłem na siebie uwagę Emanuela.
Byłem zdziwiony. Nie, nie zdziwiony. Zszokowany, to lepsze słowo. W takim miejscu bardziej spodziewałem się zobaczyć jakiegoś pustelnika, zabłąkanego konia, albo krowę. Nawet obecność kosmitów była bardziej prawdopodobna niż to, że na tym pustkowiu znalazła się dziewczyna. A do tego co, cholera, robiła na środku drogi? Nie widziała ogromnego autobusu? Jak można nie zauważyć, ogromnego, żółtego, bananopodobnego autobusu? Nawet nie jechaliśmy szybko.
Nauczycielka wprowadziła ją do środka i posadziła na jednym z siedzeń. Odszedłem od szyby, żeby móc się jej przyjrzeć. Emanuel jak cień, do którego niewiele mu brakowało, zrobił dokładnie to co ja. Poszkodowana dziewczyna nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat (czyli tyle co ja), obstawiałem jednak, że ma piętnaście. Miała miedzianobrązowe włosy i jasną cerę. Była niska, ale nie wyglądała jak anorektyczka, w przeciwieństwie do większości dziewczyn wokół, miała zdrową budowę ciała i jak na tak niewysoką dziewczynę można było stwierdzić, że ma czym oddychać. Wbiłem sobie paznokcie w dłoń za tą myśl, nie miałem zamiary zniżać się do poziomu neandertalczyka, który stał obok mnie.
Wokół zrobiło się strasznie cicho, dzięki czemu wszyscy słyszeli co Green mówi do miedzianowłosej.
- Jak masz na imię? – spytała ją.
Dziewczyna wahała się przez chwilę z odpowiedzią, ale nie wydawała się przestraszona, nawet nie płakała. W głębi duszy podziwiałem ją, przecież dopiero co potrącił ją autobus.
- Nora - odpowiedziała, jej głos był zachrypnięty.
Kiedy nastała chwila ciszy, usłyszałem urywany i chrapliwy oddech Emanuela. Popatrzyłem się na niego. Oczy miał szeroko otwarte i okrągłe jak spodki, był jeszcze bladszy niż zwykle. Patrzył się na krew dzie… Nory. Studiował spazmatycznym wzrokiem każdy milimetr jej twarzy. Przygryzł wargę prawie do krwi.
A potem nagle zemdlał.
***
Kiedy w końcu udało nam się ocucić Emanuela, zabandażować głowę Nory i zetrzeć z podłogi zawartość żołądka którą zwróciła nasza Klasowa Gwiazdka zaraz po przebudzeniu, okazało się, że nasz autobus oficjalnie nie ruszy z powodu jakiejś usterki. Po prostu skurczybyk postanowił, że nie ruszy i tyle. Tak wylądowaliśmy w motelu na skraju drogi, który był kilka kilometrów dalej. Ja oczywiście dostałem pokój z Emanuelem. Bo jak mogłoby być inaczej? Mimo, że po tym jak stracił przytomność i zwymiotował na podłogę moja złość na niego trochę osłabła, to i tak nie był osobą, z którą chciałem dzielić niewielką przestrzeń motelowego pokoju.
Od momentu kiedy dostaliśmy klucz i weszliśmy do pokoju Emanuel leżał na swoim łóżku zwinięty jak płód, tyłem do mnie i się nie ruszał. Ja natomiast zrobiłem wiele pożytecznych rzeczy. Rozpakowałem się (nauczycielka powiedziała, że spędzimy tu parę dni), wziąłem prysznic i przebrałem się w niespocone ciuchy. Kiedy wróciłem z wspólnej łazienki na korytarzu do naszego niebieskiego pokoju, mój kompan leżał tak samo jak kiedy wychodziłem. Usiadłem na skrzypiącym łóżku, wycierając moje brązowe włosy w ręcznik, który dostałem od jednej z motelowych sprzątaczek. Patrzyłem się na Emanuela bez słowa.
Nie miałem zielonego pojęcia co stało mu się wtedy w autobusie. Nie wyglądał na kogoś kto bałby się widoku krwi, był typem typowego macho. Może miał jakąś traumę, przeżył jakiś ciężki wypadek samochodowy… Mógłbym tak wymyślać w nieskończoność.
Rzuciłem w niego ręcznikiem, żeby sprawdzić czy w ogóle żyje, albo czy prawdziwy Emanuel po prostu nie zrzucił skóry jak homar, a ona teraz leży na jego łóżku.
Zwitek jakim był tylko bardziej się skurczył pod wpływem uderzenia, tak jak dzbanecznik zamyka się jak wejdzie do niego jakaś pechowa mucha. Zmarszczyłem brwi. Co się stało z Emanuelem Dupkiem? Jak mógł się tak szybko zmienić w Emanuela Zbitego Szczeniaka?
- Ej, o co chodzi? – wstałem biorąc z szafki moją szczoteczkę do zębów. Dźgnąłem go końcem rączki między łopatki żeby się w końcu poruszył. Jego nieruchomość była dziwnie niepokojąca. Jednak to nie zadziałało. – Emanuel?
Zaglądnąłem mu przez ramię. Miał zamknięte oczy, a mięśnie jego twarzy były rozluźnione, co nadawało mu dziwnie spokojny wygląd. Spomiędzy jego lekko rozchylonych warg wyciekała mu strużka śliny, tworząc na poduszce mokrą plamę. Bardzo twardo spał, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu. W dwóch krokach pokonałem odległość między jego łóżkiem, a moim plecakiem i wyciągnąłem z niego marker. Po cichu niczym polujący gepard podszedłem do  mojej ofiary, a następnie przystąpiłem do ataku z prędkością światła. Pozbawiłem zatyczki moje narzędzie zbrodni, ale kiedy czarną końcówkę i twarz Emanuela dzieliły milimetry, on gwałtownie złapał mnie za nadgarstek, zaciskając dłoń tak mocno, że to aż bolało. Nie mogłem powstrzymać cichego jęku, który łączył mój zawód z bólem nadgarstka.
- Tylko spróbuj Lewinski, a uwierz, że pozbawię cię pewnej części ciała – wymamrotał sennie i odepchnął mnie tak, że o mało co nie wylądowałem tyłkiem na podłodze. Wstał ziewając. Dziwnie było obserwować budzącego się Emanuela. Przyznam, że poczułem się trochę gejowsko przez to, że się mu tak przyglądam. – Chociaż obaj wiemy, że nie miałeś i pewnie w najbliższej przyszłości nie będziesz miał okazji skorzystać z niej w żaden kreatywny sposób.
Uśmiechnął się z satysfakcją, nie wyglądał już na zaspanego. Wrócił Emanuel Dupek, ale ja nie miałem zamiaru urządzać mu żadnego przyjęcia powitalnego. Nie rozumiałem jak można być tak cholernie zmiennym. W jednej chwili mdleje i wymiotuje na widok krwi, a w drugiej zachowuje się jak cyborg bez uczuć. Wtedy przypomniałem sobie, że czytałem kiedyś, że osoby nie akceptujące siebie tworzą wokół swojego prawdziwego ja mur z sarkazmu i docinek, aby nie dać po sobie poznać jakie są naprawdę. Nie wyglądał na osobę z brakiem samoakceptacji, ale wiedziałem, że gdzieś tam siedzi normalny Emanuel, a ja miałem zamiar się do niego dostać. To jednak nie była sprawa na teraz. Na razie postanowiłem zwalczać ogień ogniem. Wczuć się w bycie takim Emanuelem.
- Następnym razem nasikam ci na twarz jak będziesz spał. To będzie kreatywne – powiedziałem obojętnie, udając, że ta pusta uwaga nie wywierciła żadnej Dziurki Samoniezadowolenia w moim umyśle. Jak gdyby nigdy nic rozwiesiłem ręcznik na kaloryferze.
Emanuel zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu. Siedział teraz na skraju swojego łóżka i podpierał się od tyłu na rekach.
- Nie masz na tyle jaj żeby nasikać na biednego Emanuela – odciął się z uśmiechem, jednocześnie przykładając dłoń do serca w dramatycznym geście.
Ha! Wiedziałem, że będzie o sobie mówił w trzeciej osobie, a to dało mu +10 do Golluma.
Ktoś przeszedł przed naszym, zasłoniętym żaluzjami, oknem, które wychodziło na korytarz. Mimo to, że patrzyłem się na okno, usłyszałem skrzypienie sprężyn, które oznaczało, że mój współlokator wstał ze swojego łóżka. Zanim zdążyłem się obrócić i sprawdzić co robi, jego już nie było.
Od razu pomyślałem, że poszedł za jedną ze swoich fanklubowiczek, chociaż na pewno nie był w stanie rozpoznać żadnej przez zasłonięte żaluzje. Odsunąłem od siebie wszystkie wątpliwości z tym związane, ponieważ miałem ważniejsze zajęcie. Obejrzeć zdjęcie z STNSND. W tym celu podszedłem do swojego, praktycznie pustego plecaka.
Byłem niesamowicie ciekawy co znajduje się na tym zdjęciu, ale kiedy sięgnąłem do kieszeni plecaka, w której schowałem fotografię, natrafiłem tylko na żółtą karteczkę. Znaczyło to, że ktoś grzebał w moim plecaku. Tyle, że to było praktycznie niemożliwe bo w pokoju byłem tylko ja i śpiący Emanuel. Wtedy nad głową zapaliła mi się metafizyczna żarówka. Kiedy byłem pod prysznicem nie było mnie w pokoju przez dobre piętnaście minut, a podczas nich Emanuel mógł się obudzić - albo w ogóle nie spał - i wziąć je z mojego plecaka, bo jednak zauważył jego brak. Cholera.
Spojrzałem na kartkę. Idealnie napisany tam tekst wyniośle głosił: „ Próbuj dalej Miles”. Mimo, że był to tylko napis wiedziałem, że sobie ze mnie szydził. Zgniotłem kartkę ze złością w kulkę i rzuciłem nią o ścianę. Miałem już zamiar zacząć przeszukiwać rzeczy Emanuela, kiedy usłyszałem czyjś gniewny głos na korytarzu. W stu procentach byłem pewny, że to głos dziewczyny. No może w dziewięćdziesięciu, bo chyba dwóch chłopaków w naszej klasie dojrzewa wolniej i przez mutację mają głosy jak Istoty z Wenus. Postanowiłem to sprawdzić. Wyszedłem z pokoju.
W kącie korytarza, do którego docierało trochę mniej światła, stał Emanuel. Minęło parę sekund zanim dostrzegłem, że stoi on przed Norą, czyli tą dziewczyna w którą rąbnęliśmy autobusem. Emanuel wyglądał dokładnie tak samo jak zwykle, ale Nora bez rozbitej głowy i poplamionych krwią włosów, oraz ubrań wyglądała inaczej. Gdzieś tam głęboko poczułem dziwne uczucie, że gdzieś ją kiedyś widziałem. Coś na kształt dejá vu.
- Emanuel odpuść sobie – powiedziała sucho, równocześnie cofając się do ściany. Jej prawy policzek był lekko wklęsły bo prawdopodobnie zagryzała go od środka. – Zacznij żyć nowym życiem, znajdź sobie kogoś i…
Nie dokończyła bo Emanuel z gniewem uderzył dłonią o ścianę zaraz obok jej głowy, a wyraz jego twarzy w jednej chwili zmienił się z neutralnego na mocno wkurzony. Nora pisnęła cicho i odruchowo podkuliła ręce do klatki piersiowej. Patrzyłem się na nich wyraźnie podenerwowany. Mimo, że nie znałem tej dziewczyny byłem niesamowicie zaniepokojony tym, że ten czarnowłosy wyrostek może zrobić jej krzywdę, a ja nie będę w stanie go powstrzymać bo a) nie potrafię się bić; i b) jakakolwiek moja potyczka z Emanuelem będzie tak równa jak walka chihuahua i rottweilera.
- Nie – warknął cicho, patrząc się w jej przestraszone brudnozielone oczy.
Dłonią, którą nie podpierał muru pogładził jej policzek, mając już łagodniejszą minę. W przeciwieństwie do większości przedstawicielek płci pięknej w tym motelu (licząc sprzątaczki i staruszkę w portierni), Nora zamiast rozpływać się w błogim uwielbieniu, skrzywiła się jakby dotyk Emanuela sprawiał jej fizyczny ból.
- Przestań – wyrzuciła z siebie szybko i odsunęła się tak żeby go nie dotykać. – Wiesz, że to boli.
Wyraźnie znali się już od jakiegoś czasu, a patrząc się tak na nich wywnioskowałem, że istniała między nimi jakaś głębsza relacja, którą prawdopodobnie to ona zakończyła. Emanuel opuścił dłoń, już się na nią nie patrzył, zabrał też rękę, która blokowała jej drogę. Odsunął się od niej o krok. Ta zmiana w jego podejściu zaskoczyła nie tylko mnie ale Norę chyba też.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało.
Odwrócił się i odszedł w głąb korytarza. Nastała taka cisza, że jego kroki było słychać jeszcze długo zanim zniknął nam z oczu.

2 komentarze:

  1. *-* Widziałam, że zaobserwowałaś mojego bloga, więc ja też postanowiłam tu wpaść *-* I bardzo dobrze zrobiłam :3
    Mam kilka drobnych poprawek, może tylko, że piszę się ,,dlatego" i przed ,,ale" stawia się przecinek, ale to mi nie przeszkadzało przy czytaniu :3
    Wspomnę o Tobie w jednym z rozdziałów, ale jeden warunek!
    Ja również chcę komentarz xD Nie ma tak łatwo! XDDD
    Dobra, a co do opowiadania... Super. Naprawdę, dobra robota. Jestem ciekawa co będzie dalej, jak długo Nora zna Emanuela i co ich wcześniej łączyło. Widzę, że nie piszesz o gejach (;___; #smuteg), ale cóż... Nadrabiasz pomysłem xDDD
    Dobra, kończę ten przerażająco długi komentarz, życzę weny i pomysłu oraz Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tu dzisiaj wpadłam właśnie i zobaczyłam komentarz. Jezu nawet nie wiesz w jaką euforię wpadłam xD Wielkie ci dzięki, prawiłaś mi humor na cały dzień :D Oczywiście postaram się poprawić wszystkie błędy i spiąć tyłek do napisania kolejnej części :) A co do komentarza to i tak miałam zamiar ci coś napisać, żeby dać ci znać coś w stylu "Hejo jestem tu i to czytam. Zajefajny blog abjdxuwvcabcakuik" xD Tak zatem do później i jeszcze raz dzięki za komentarz ;)

      Usuń