niedziela, 21 czerwca 2015

Howling in the midnight - "Śmiech" [1]

[ Trochę krótko, ale spójnie. No i w ogóle udało się nam (mi i Avie) jakoś to napisać, mimo to, że ja choruje na wenobrak (nie ma to nic wspólnego z chorobami wenerycznymi XD) więc hip hip huraaaaaaaaaaa! >.< ]

        Lato w Atlantic nadeszło niespodziewanie tamtego roku. Z dnia na dzień temperatura wzrosła dość gwałtownie z wiosennych siedemnastu stopni, które w tej części kraju trwały aż do czerwca, nagle zrobiło się dwadzieścia parę. Dzięki temu na polanie oświetlonej przez poranne słońce, które swoimi podłużnymi ostrzami przebijało się przez liście drzew, nie siedział czarny wilk o błękitnych oczach, tylko nastoletnia dziewczyna z szopą rudych jak futro wiewiórki włosów na głowie.         
        Obejmowała się szczupłymi ramionami, a patykowate nogi miała podciągnięte do piersi. Wpatrywała się w kwieciste zarośla przed sobą, nie świadoma swojego człowieczeństwa. Nie dotarło jeszcze do niej, że zrzuciła już swoją zimową skórę i znów jest sobą.
        Summer co zimę, wraz z pierwszym śniegiem, a czasem nawet przymrozkami, zmieniała się z ludzkiego patyczaka w małą, czarną wojowniczkę tego lasu. Traciła wtedy samą siebie i stawała się po prostu zwierzęciem. Polowała, spała i żyła jak wilk, który ją zastępował. Była to oczywiście rzecz, o której za nic nikomu nie mówiła. Nie była ona jednak zła na swój los za to kim się stało, akceptowała tą część siebie. Jedni ludzie całe życie żyją na wózku, albo walczą z rakiem, przecież jej przypadłość to nic w porównaniu z tym.
        Siedziała tak nieruchomo póki trzask gałęzi gdzieś niedaleko nie rozbudził jej zmysłów na nowo. Wzdrygając się, odwróciła się w kierunku z którego dobiegał.
        Jak zawsze po przemianie, powoli zaczynały napływać na nią wyrywkowe wspomnienia z czasu zimy. Obrazy, które wcześniej rejestrował jej wilczy umysł trochę ją na razie otumaniały, więc postanowiła się jak najszybciej stamtąd zmyć, nie czekając na to, lub kogoś kto szedł w jej stronę.
Zerwała się szybko na nogi jak spłoszona sarna i szybkim truchtem ruszyła przed siebie, wsłuchując się w dźwięki drzew i ich pierzastych mieszkańców, a nozdrzami chłonęła przyjemny zapach pozostały jeszcze po ostatnim deszczu.
        - Mówię ci, że widziałem wilka – usłyszała w pewnej odległości za sobą czyjś głos – przecież ci nie ściemniam idioto.
        Jedyną odpowiedzią jaką zdołała tylko usłyszeć był przyjemny dla ucha śmiech, przez który miała aż ochotę się zatrzymać, byleby tylko móc jeszcze przez chwilę się nim pocieszyć. Oparła się jednak tej głupiej pokusie i pognała dalej. To raczej oczywiste, że nie miała zamiaru spotkać w lesie jakiś kolesi, będąc tylko w stroju bożym. Taka sytuacja byłaby nie tylko żenująca, ale też trochę niebezpieczna dla jej tajemnicy.
        Po kilku minutach truchtu, który niewiarygodnie ją zmęczył, bo podczas gdy nie jest stworzeniem o sterczących uszach i czarnej sierści, jest tylko kruchą, kompletnie niewysportowaną dziewczyną. Gdzieś tam w jej głowie na chwile zawitał obraz dwójki z wf'u, która aż raziła w oczy na jej piątkowym, podstawówkowym świadectwie. Zatrzymała się na chwilę ciężko przy tym dysząc i opierając ręce na udach.
        - Boże – westchnęła zwracając się do stworzyciela – w tym roku na urodziny chcę mega hiper kondycję...
        Mroźny wiatr spowodował, że wzdrygnęła się lekko, a włoski na jej ciele uniosły się ku górze przez gęsią skórkę. Wyprostowała się znów i potarła nagie ramiona, po czym już spokojnie poszła przed siebie. Zaczęła rozpoznawać coraz więcej lasu, więc bez trudu szła w stronę swojej chatki z dziurawym dachem, która wyglądała trochę jak wychodek dla człowieko-szopów, który ktoś postawił wśród drzew.
        Las wokół niej tętnił życiem, ale ona czuła się w nim jak wyrzutek. Po wiosennej przemianie nie pasowała już do śpiewających ptaków, ani do drzew, które pięły się z roku na rok coraz wyżej ku górze w cichej wojnie o światło. Była obca dla lasu, była intruzem, czyli jak można to ująć w jednym słowie była po prostu człowiekiem.  
        Rozmyślenia Summer znów przerwało gwałtowne skrzypnięcie gałęzi nieopodal. Odwróciła się, jednak nic nie dostrzegła. Przez wiele lat nauczyła się przezorności, więc prędko ruszyła w kierunku, w którym jak mniemała znajdował się jej wychodko-domek. Co prawda, były w nim tylko jej ubrania, jedzenie i książki, ale to wystarczało, by czuła się w nim bardzo swobodnie. Przez to, że mieszkała całkiem sama oraz pracowała tylko latem, a do tego jedynie na pół etatu to nie było jej stać na nic więcej. I tak przecież latem nie siedzi w domu, tylko zawsze cieszy się jak może z bycia człowiekiem.
        Dotarłszy do domku Summer szybko naniosła sobie wody ze strumyka, który był niedaleko i wzięła kąpiel w zimnej wodzie. Po tej ćwiczącej jej człowieko-pozostawiactwo, kąpieli szybko się wytarła i owinęła ręcznikiem w celu jak najszybszego ogrzania się. Gdy w końcu się jej to dzięki Bogu udało, ubrała czarny, luźny sweter, niebieskie szorty oraz trampki i w odcieniu głębokiej czerni. Kochała to określenie, było takie... mroczniarskie? Po pełnym ubraniu się oraz ogarnięciu swoich włosów, zaczęła buszować w spiżarni w poszukiwaniu jedzenia. Po przemianie zawsze była głodna jak wilk. Ha, cóż za ironia. Kochane idiomy.
        Zjadła na szybko kilka kanapek z masłem orzechowym. Spojrzała na kalendarz - 21 czerwca, za dziesięć dni rozpoczyna się szkoła letnia. Tylko w ten sposób mogła się uczyć, bo przecież odrobinę dziwne byłoby gdyby znienacka wpadła do szkoły jako wilk. Na tą myśl, Summer uśmiechnęła się lekko. Śmiesznie wyglądało by to na nagłówku miejscowej gazety, która słynie tu z dziwacznych tytułów artykułów. "Szkoła dla ludzkich uczniów, nie dla wilków! Niech burmistrz ruszy tyłek i coś z tym zrobi!" Zamyślając się tak na chwilę, doszła do wniosku, że chyba bardziej tutejsza ludność zdziwiłaby się obecnością wilka w Anglii. 
        Wyszła już najedzona do syta i udała się w stronę Starbucksa, w którym pracowała latem. Teraz, ubrana, przynajmniej nie zwracała na siebie uwagi. Dziwiło ją wciąż jednak lekko to, że komuś udało się otworzyć i utrzymać Starbucks w małym Atlantic. Ale co tam.  Szła rozglądając się i podziwiając piękno i magię lasu w te słoneczne dni, gdy nagle zza pobliskiego drzewa wyszła dziewczyna. Była chyba w wieku Summer, wysoka, z burzą brązowych, falowanych włosów. Uśmiechnęła się nieśmiało i powiedziała:
        - Em... Cześć, jestem Ronnie, yy... to znaczy Veronica. Zbłądziłam trochę i nawet nie masz pojęcia jake to dla mnie szczęście, że cię spotkałam. Nie wiesz może którędy do centrum? - ponownie się uśmiechnęła.
        - Nie. - Summer nigdy nie była zbyt rozmowna.
        - Ojej... Okay... - już się nie uśmiechała, miała trochę smutną minę.
        - Ughh, no dobra. Musisz iść tamtędy prosto, później w lewo i zaraz wyjdziesz na osiedla. Stamtąd już krótka droga.
        - Dziękuję! - twarz Veronici się rozjaśniła. - Jak masz na imię?
        - Summer. - mruknęła rudowłosa w odpowiedzi.
        - Ohhh, co za wyjątkowe imię..!
        - Taa... - kolejny raz mruknęła i wyminąwszy ją, poszła w swoją stronę.
        Te dziesięć dni później zrobiwszy wszystkie zakupy potrzebne do szkoły oraz dokupiwszy kilka dodatkowych ubrań, Summer ruszyła w stronę szkoły. Idąc, ubrana w zwykłą koszulkę z nadrukiem wyjącego wilka, czarne, jeansowe spodenki i te same trampki, które nosiła przez wcześniejsze dni, rozmyślała na temat zbliżającej się szkoły. Była ciekawa, czy chociaż w tym roku nawiąże jakąś przyjaźń. Nigdy jeszcze nie miała przyjaciółki. No, niby kumplowała się z dwoma osobami ze szkoły, ale to jej nie wystarczało.
        Po kilku minutach była już przed szkołą i wtedy zobaczyła znajomą twarz, którą okalały kasztanowe włosy.  Twarz uśmiechnęła się szeroko na jej widok i zaczęła energicznie machać ręką.
        -Summer! Nie wiedziałam, że chodzisz do szkoły letniej! - wykrzyknęła Veronica w jej stronę. Podbiegła do Summer ze śmiechem, a za nią szło dwóch chłopaków. Gdy spojrzała na chłopca z bujną szopą jasnobrązowych włosów, oniemiała z wrażenia. Doszła do wniosku, że o to ma przed sobą najcudowniejszy widok na świecie. O wiele lepszy niż pizza. To był nie lada wyczyn.
        -Może dlatego, że rozmawiałyśmy ze sobą około dwie minuty. - wybąkała cała się czerwieniąc.
        - Przedstawisz nas, może? - zapytał melodyjnym głosem zabójczo przystojny osobnik. Znam ten głos!, pomyślała natychmiast Summer, To on się śmiał w lesie.
        -Aha, no tak, przepraszam. To jest Summer... - zaczęła Veronica.
        - Summer Pettersen. - powiedziała niepewnym głosem.
        - Okay, a to - wskazała na chłopaka o ciemniejszym włosach - Dylan i - znów wskazała, ale teraz na przystojniaka. - Isaac Rubinson'owie.

środa, 3 czerwca 2015

notka powitalna nr 2

   Baadummtss! Bum trutum badass! Siema, ludzie jestem Natalia, ale będę się podpisywać 'Ava'. Jestem nową pisarką na blogu, btw mam 14 lat :D Dzieciuuuuuch i jestem starsza od tego ( < ) zielonego stwora o trzy miesiące.  Mieszkam w Przemyślu, który jest ciemnogrodem i nikt nie wie gdzie to jest chodzę do gimbazy oraz przyjaźnię się z 1 autorką tego bloga-Sarą. Moje imię miało pozostać tajemnicą FBI idiotko!
   Jeśli was to choć trochę zainteresuje, nie nie interesuje nas to Natalio, to poczytajcie sobie trochę o mnie. No więc tak:
-przede wszystkim moim uzależnieniem jest czytanie książek.
Zapomniałaś o innych czynnościach seksualnych kochana :D To mój drugi, lepszy świat. * (dlatego też postanowiłam spróbować swoich sił w pisaniu bloga);
-jestem troszkę dziwna, (czyt. BARDZO POWALONA) a przynajmniej tak sądzi siedząca obok mnie Sara, która lubi w dupę tak poza tym; TO TAKŻE MIAŁO POZOSTAĆ TAJEMNICĄ FBI!!
-urodziny obchodzę 27 lipca (ale to chyba was nie obchodzi xd); to po kiego fajafusa to piszesz ha ha
-interesuje mnie fantastyka (wampiry, wilkołaki, etc.); i KRAKENY
-kocham takie seriale jak "Teen Wolf", "The Walking Dead" i "Misfits" <3. a ja lubię jak to niektórzy nazywają "szatańskie chińskie bajki", jestem mangozjebem bicz
No, to chyba by było na tyle - nie jestem zbyt ciekawą osobą.
    Reasumując (chociaż nie ma co reasumować xd możemy przecież podsumować moje twórcze wypowiedzi) zapraszam do czytania naszego bloga każdego fana wilkołaków.
    Do zobaczenia w drugim rozdziale mojego autorstwa! Pierwszy będzie moimi wypocinami spisanymi na rolce srajtaśmy ;-;
                                                                                                  Ava feat. mangozjebek

*no bo wiecie seks jest jak narkotyk, można nieźle odpłynąć, a Natalija chodzi naćpana 24/7. Co z tego że jest dziewicą :D i tu się mylisz, moja droga.

poniedziałek, 11 maja 2015

Red - 1

Tak ażeby nie było tu tak pustawo postanowiłam wstawić coś mega supi nju :D Oto przedstawiam wam *fanfary tutututututututu* Red, czyli historię Dana i Mackenzie, która kurzyła się od dawna w folderze dokumenty na moim laptopie xD Trochę ją popoprawiałam i tak oto jest. Trochę krótka, ale kolejne będą dłuższe i ciekawsze aj fink ;)
(Przepraszam z ten polski-englisz, ale uczę się dzisiaj cały dzień do przesłuchania na wymianę więc używam englisza gdzie popadnie :P)
###
Świerkowy las dookoła spowity był mgłą, a wokół unosił się charakterystyczny zapach żywicy i igliwia. Mgła, której gęstość porównać można by z co najmniej watą, dopuszczała do siebie tylko najbardziej wyraziste znajdujące się blisko obiekty, w tym pewną sylwetkę. Należała ona do szczupłej, niezbyt wysokiej nastolatki, najlepszej przyjaciółki Daniela Dowell'a. Mackenzie.
Szła ona tyłem tak, że mógł dość dobrze widzieć jej twarz, duże oczy o zielonych tęczówkach z ciemnymi obwódkami i lekkie, opadające na ramiona kaskadami bordowe włosy, które delikatnie muskały jej pokryte rumieńcami policzki. Ubrana jak zwykle w rozpiętą skórzaną kurtkę na której kołnierzu poprzypinane były przypiny z nazwami i znakami różnych undergroundowych zespołów, o których prawdopodobnie nie słyszał nikt oprócz niej w promieniu wielu kilometrów. Pod kurtką miała bluzkę tego samego koloru co igły, którymi obsiane były drzewa wokół. Była inna, całkowitą prawdą jest stwierdzenie, że nie pasowała do spokojnego  Woodsight.
- No chodź! - ponaglała go. -Spóźnimy się!
Chłopak uśmiechnął się i przyśpieszył kroku, aby móc ją dogonić.
- Nie chciałbym wytykać palcami kto tutaj tak baaardzo szybko dzisiaj wstał. – zakpił.
Mac obróciła się do przyjaciela tyłem, przyśpieszyła kroku i narzuciła na głowę czarny kaptur kurtki. Czarnowłosy nie ukrywał swojego oburzenia.
- Obraziłaś się? - zapytał z nutą irytacji w głosie, choć wiedział, że nie należała ona do osób „fochających” się o byle co.
Nastolatka nie zwalniając kroku odpowiedziała oziębłym tonem.
- Nie. Po prostu nie chcę aby któryś z tych - wskazała dyskretnym ruchem głowy w stronę czubków drzew - kruków narobił mi na głowę.

sobota, 2 maja 2015

Lux lucis, et tenebrae - 2

Przepraszam, że rozdział taki krótki, no i spóźniony ;-;. Wszystko przez komunię mojego brata, bo wszyscy biegamy po sklepach itd. itp. Następny będzie dłuższy :) A poza tym dojdzie też nowe opowiadanie i nowa autorka, którą wam przedstawię niedługo :D
###
Wiele razy w swoim życiu byłem nieprzytomny. Za każdym razem było to po prostu jak przeskoczenie z jednego momentu na drugi, wyłączałem się, ale tym razem było inaczej. Trwałem w nicości, byłem nicością, ale miałem świadomość. Nie mogłem nic pomyśleć,  nie miałem jak się poruszyć, a krzyki i słowa które próbowałem z siebie wydać nie istniały. Całym sobą starałem się rozwiać te chmury, pozbyć się ich ze swojego otoczenia i umysłu, ale nie byłem w stanie. To było dziwne i nienaturalne, a jeszcze dziwniejsze było to, że nie pamiętałem, żebym się w coś uderzył, albo upadł. Jedynie wszedłem po cichu do pokoju, żeby Nora nie zorientowała się, że ich podsłuchiwałem i nastąpił jakiś zonk!. Od tamtej pory trwałem w tej świadomości nieistnienia, nawet nie wiem jak długo.
Z tego iście leniwcowego letargu wyrwał mnie niesamowicie mocny ból, który pochodził z mojego, odzyskanego dzięki przebudzeniu nadgarstka. Można było porównać go z młotem pneumatycznym obijającym się o kości. Gwałtownie otworzyłem oczy z cichym krzykiem i poderwałem się z miejsca. Wciąż jeszcze było mi słabo, a przed oczami miałem czarne plamki. Zamrugałem kilka razy, prawie nie czując już tego bólu. Zanim dostrzegłem, że nie jestem w pokoju myślałem, że miałem po prostu jakiś mocno pokręcony sen, ale tak naprawdę siedziałem w samochodzie po stronie pasażera. Spojrzałem w bok i zobaczyłem Emanuela, puszczającego mój nadgarstek. Przypomniałem sobie jak Nora mówiła żeby jej nie dotykał, bo jego dotyk sprawia jej ból. Wątpiłem w to, że mógł zadawać ból samym dotykiem, to takie rzeczy dzieją się tylko  w tym wspaniałym, nieistniejącym świecie filmów i książek. Jednak nie widziałem tak naprawdę żadnego racjonalnego wytłumaczenia dla tego zjawiska.
Emanuel wciągnął mnie w jakieś bagno tajemnic, w którym prawdopodobnie nie tkwił sam, towarzyszyła mu w nim Nora. Natomiast ja chciałem się jak najszybciej wydostać z ich bajora i wrócić do nudnego życia. Życia bez dziwnych niewytłumaczalnych zjawisk.
Cofnąłem rękę w tył, jednocześnie krzywiąc się z bólu, bo na dodatek uderzyłem się łokciem w zamknięte drzwi, a przez moją rękę przeszło coś w rodzaju porażenia. Popatrzyłem się z gniewem na siedzącego obok mnie Emanuela. Był on lekko obrócony w moją stronę na fotelu przed kierownicą samochodu, miał na sobie skórzana kurtkę, a jego włosy jak zwykle wyglądały jakby czesały go wściekłe wrony. Chryste jak ja go nienawidziłem.
- Co jest do cholery?! – wrzasnąłem na niego.
Ta sytuacja naprawdę przekraczała to co byłem w stanie znieść bez wyładowywania gniewu na kimś innym. Tym bardziej potrzebowałem to zrobić jeśli miałem przy sobie tego dupka. On jednak jakby nigdy nic odwrócił się z tym swoim głupkowatym półuśmiechem do kierownicy, w niezwykle irytująco wolny sposób przekręcił kluczyki w stacyjce, zmienił bieg na drive i  ostro ruszył. Byłem niewyobrażalnie wściekły. Nie miałem zielonego pojęcia co wcześniej ze mną zrobił, ani gdzie teraz jedzie, ani nawet dlaczego do jasnej cholery to robił. Spojrzał na mnie kątem oka, a potem znów zwrócił wzrok na drogę. To jak perfekcyjnie płynnie miał wyuczony każdy, chociażby nawet  najmniejszy ruch swoją gałką oczną było jak dla mnie obrzydliwie dziwaczne i lanserskie.
-Uspokój się dzieciaku – powiedział lekceważącym tonem. – Po prostu siedź na tyłku i nie zadawaj pytań.
W momencie kiedy to powiedział gdzieś  we mnie pojawiło się trochę strachu i zacząłem zastanawiać się co chce ze mną zrobić. Na pewno nie porwał mnie dla kasy, bo nie mam nikogo kto mógłby mu za mnie zapłacić, więc po co miałby to robić? Doszedłem jednak do wniosku, że mam głęboko w poważaniu jego motyw. Musiałem. Się. Stąd. Wydostać. Pociągnąłem więc za klamkę, ale drzwi oczywiście były zablokowane, bo jakby inaczej. Każdy porywacz zamyka drzwi, chyba, że jest idiotą. Zakląłem w myślach i znów popatrzyłem się na Emanuela. Nie wyglądał na psychopatycznego mordercę, ale pozory mogły mnie mylić, więc zacząłem gorączkowo myśleć jak wydostać się z pędzącego samochodu. Nagle do głowy wpadł mi pewien plan, któremu dawałem dziewięćdziesiąt procent szansy na powodzenie, ale byłem tak zdesperowany, że pewnie nawet rozbicie okna głową i wyskoczenie wydałoby mi się dobrym pomysłem. Wypuściłem powoli powietrze z płuc i mimo, że nigdy nie byłem wierzący, przeżegnałem się w duchu żebym wyszedł z tego najwyżej poobijany.
W tempie wartym jeża Sonic’a rzuciłem się w stronę kierownicy za którą był przycisk do odblokowywania wszystkich drzwi. Emanuel oczywiście chciał mnie powstrzymać, a ja nie poddając się brnąłem rękoma do mojego magicznego guzika wybawienia. Po kilku sekundach, w których mocowałem się z Emanuelem, a samochód wykonywał manewry podobne do szlaczków rysowanych w przedszkolu, udało mi się odblokować drzwi, ale kiedy chciałem nogą mojego porywacza nacisnąć pedał hamulca, Emanuel z całej siły mnie odepchnął na drzwi po mojej stronie samochodu. Zanim w ogóle zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, uderzyłem głową o szybę z taką siłą, że pojawiła się na niej popękana pajęczyna, a ja straciłem przytomność. Znowu.
***
            Otworzyłem powoli sklejone powieki, tam gdzie się znajdowałem było tak ciemno, że nie byłem w stanie nic zobaczyć oraz duszno jak w parowarze. Tył głowy pulsował mi ostrym bólem spowodowanym przez uderzenie w szybę, ale mimo to postanowiłem wstać, żeby znaleźć wyjście. Spróbowałem się obrócić na plecy  i podeprzeć na łokciach, to pierwsze mi się udało, ale kiedy ledwo się uniosłem  moje czoło walnęło w coś nade mną. Moją pierwszą myślą było błagalne „Tylko nie to”, potem zacząłem gorączkowo badać przestrzeń dookoła jedną ręką. Nie musiałem jej daleko wystawiać, żeby natknąć się na ścianę. I to nie tylko z jednej strony, ściany były niewyobrażalnie blisko wszędzie dookoła mnie. Nie były gładkie, ani też drewniane, pokryte były czymś w rodzaju wykładziny o bardzo krótkich włoskach, co wyjaśniało nieprzyjemny zapach tapicerki. Zaczynając panikować, doszedłem do wniosku, że Emanuel wsadził mnie do bagażnika. Super.
            Niewątpliwie każdy normalny człowiek nie zaczynałby się tak denerwować. Po prostu leżałby i czekał, aż ktoś w końcu otworzy bagażnik, albo w racjonalny i opanowany sposób zacząłby próbować go otworzyć, ewentualnie trochę by krzyczał. Jednak jeśli ktoś miałby tak paranoiczną klaustrofobię jak ja nie byłby w stanie podejść do tego w taki sposób.
            Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a nogi tak mi zdrętwiały, że nie byłem nawet w stanie nimi ruszyć. „Umrę”, „uduszę się tu” – takie i podobne myśli jedna po drugiej mimowolnie pojawiały się w moim umyśle, sprawiając, że zaczynałem panikować jeszcze bardziej. Czułem jakby pod skórą rąk chodziły mi mrówki, a włosy opadające mi na czoło zaczęły robić się mokre od potu. Nienawidziłem tych ataków paniki, towarzyszyły mi praktycznie od zawsze w małych przestrzeniach i były jak powolne umieranie.
            - Emanuel otwieraj! – krzyknąłem w panice, uderzając najmocniej jak mogłem w ścianę bagażnika po mojej prawej stronie, coraz trudniej było mi zaczerpnąć oddech. -  Duszę się tu ty tępy dupku!
            Niemal od razu klapa się otworzyła, wpuszczając do środka światło z kolorowych neonów jakiegoś przydrożnego baru, na którego parkingu Emanuel zaparkował samochód. Spojrzałem na tą amebę tak wściekły jak jeszcze nigdy wcześniej. Patrzył się na mnie, prawdopodobnie czekając aż wygramolę się z bagażnika. Miał fioletowe limo pod prawym okiem, nad którego pochodzeniem to szczerze  nawet nie chciało mi się zastanawiać, ale oprócz tego jego wygląd był bez zmian. Pociągnął leniwie łyk piwa z butelki, wciąż nie odrywając ode mnie wyczekującego wzroku. Gdybym tylko miał siłę przyłożyłbym mu najmocniej jak potrafię, ale że jej nie miałem to jedynie zsunąłem nogi poza krawędź tylnego zderzaka i usiadłem. Wyrwałem nic nie spodziewającemu się Emanuelowi butelkę, przetarłem czubek szyjki swoją czerwoną koszulką i uniosłem półlitrówkę do ust.
            - Ej – czarnowłosy egoista wyrwał mi butelkę. – Po pierwsze to jest moje, a po drugie nie masz jeszcze skończonych dwudziestu jeden lat więc nie wolno ci pić.
            Popatrzyłem się na niego wzrokiem, który gdyby mógł zabijać, byłby w stanie zabić sporego dinozaura.
            - Pozbawiłeś mnie przytomności, porwałeś, potem znowu pozbawiłeś przytomności i zamknąłeś mnie w tym pieprzonym bagażniku, w którym prawie się udusiłem! – wyrzuciłem z siebie z prędkością karabinu maszynowego. - Więc teraz daj mi tą cholerną butelkę!
            Emanuel odwrócił się w stronę baru jakby ktoś go zawołał, mimo, że wokół było słychać jedynie ciche cykanie świerszczy. Kiedy odwrócił się znów do mnie z jego twarzy zniknęły wszystkie te lekkie cienie emocji, które nadawały mu normalności i człowieczeństwa jeszcze przed chwilą. To było dla mnie tak jakby napisał sobie na czole: JESTEM ZDROWO JEBNIĘTY. Zacząłem, więc  poważnie popierać swoją wcześniejszą teorię o psychicznym niezrównoważeniu Emanuela. Mógł mieć schizofrenię albo coś w ten deseń. Potencjalny schizofrenik już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, lecz ja, wstając go uprzedziłem.
            - Wiesz co… to ty tu może chwile poczekaj ze swoją butelką, a ja emm… - zamilkłem na kilka sekund myśląc nad dalszą częścią swojego wykrętu i przygryzłem wargę w konsternacji. – Pójdę spuścić trochę płynów w krzaki… - dokończyłem zanim zorientowałem się jak małointeligentnie to brzmi, i że nigdzie wokół nie ma nawet najmniejszego krzaka, jedynie kilka młodych, praktycznie bezlistnych drzewek.
            Jednak udawałem, że się nie pomyliłem i szybkim krokiem się oddaliłem. Myślałem, że to łyknął i chciałem zacząć biec, ale wtedy nagle ktoś z tyłu chwycił mnie za włosy. Syknąłem z bólu i próbowałem się wyrwać, ale uścisk był zbyt mocny.
            - Chyba nie uważasz mnie za takiego debila – powiedział Emanuel, w jego głosie wyraźnie słyszałem rozbawienie, ale zabrzmiało ono strasznie sztucznie. -  Idziesz ze mną.
            Kiedy tylko to powiedział usłyszałem głośny huk, a uścisk Emanuela na moich włosach znacznie zelżał, dzięki czemu wreszcie udało mi się mu wyrwać. Przez gwałtowne wyswobodzenie trochę się zachwiałem, mimo, że Emanuel nie pozwolił mi się napić ani kropli swojego Reeds’a. Stojąc już pewnie na nogach, odwróciłem się, żeby zobaczyć co w ogóle się stało i dlaczego zostałem tak łatwo wypuszczony przez Emanuela. Momentalnie zbladłem widząc jak trzyma się za ramię, a jego palce są pokryte pobłyskującym w świetle szkarłatem.
            W tamtym momencie miałem dość. Dość paranormalnych zjawisk, dość tajemnic, dość tego całego emanuelowego łajna. Cofnąłem się o parę kroków, chcąc od razu uciec tak daleko jak mogę, znaleźć telefon i zadzwonić po kogokolwiek, ale byłem głupi myśląc, że tak łatwo mogę uwolnić się z tego w co się wpakowałem. Nie zdążyłem nawet się poruszyć, kiedy poczułem mocny uchwyt na swoim ramieniu i materiale t-shirtu na plecach. Ktoś, prawdopodobnie ta sama osoba, która postrzeliła Emanuela, wciągnęła mnie do samochodu.
Zaczynałem czuć się jak lina przeciągana na zawodach na jednym z  festynów w naszym mieście. Raz w jedną stronę, raz w dugą. To było cholernie wkurzające, tym bardziej, że nie miałem zielonego pojęcia po co jestem przeciągany.
Upadłem plecami na mojego porywacza numer dwa, a drzwi zamknęły się za nami na tyle szybko, że o mało co nie przygwoździły mi kostki. Oddychałem szybko i nie byłem się w stanie poruszyć. Adrenalina buzowała mi w żyłach jak spieniona oranżada. Zaraz przy swoim uchu usłyszałem śmiech, który trochę przywrócił mnie do normalnego stanu, więc od razu usiadłem, jednocześnie przysuwając się do drzwi i złażąc z właściciela tego śmiechu. Kiedy się odwróciłem napotkałem parę błyszczących, zielonych oczu, należących do leżącego na plecach miedzianowłosego chłopaka. Na pierwszy rzut oka mogłem przysiąc, że wygląda dosłownie jak Nora, tylko że prawdopodobnie miał jakieś dwadzieścia lat, no i był facetem. Zielonooki wystawił prawą dłoń w moją stronę, jednocześnie unosząc się lekko na łokciu.
- Sebastian – przedstawił się z uśmiechem.
Nic nie odpowiedziałem, ani nie uchwyciłem jego dłoni, jedynie patrzyłem się na niego. Czego ten kolejny wariat mógł ode mnie chcieć?
- Nie to nie – cofnął rękę i wzruszył ramionami.– Miałem dobre chęci.
Usiadł i rozmasował sobie kark. Miał na sobie jedną z tych barwionych hipisowskich koszulek, tyle że czarną. Nie miałem nawet już siły na to, żeby przyjrzeć się reszcie jego ubioru. Uznałem, że mam już to wszystko w głębokim poważaniu. Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem głowę o chłodną szybę.
-Uważaj siostra, przechodzę do przodu – dobiegł do mnie głos Sebastiana, który kiedy na niego mimowolnie spojrzałem, dość niezgrabnie przeciskał się na przedni fotel.
            Gdy posadził wreszcie swój, opięty w szare dżinsy tyłek na siedzeniu pasażera, zwróciłem uwagę na kierowcę. Od razu ją rozpoznałem, to była Nora.
            Spojrzała na mnie kątem oka. Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był smutny. Zbyt smutny, żebym pomyślał, że nic takiego strasznego się nie stało się stało. Takim samym uśmiechem, obdarzali mnie i Florę - moją siostrę - policjanci, którzy przyszli do szkoły powiadomić nas o śmierci rodziców. Dobrze go pamiętałem. Oznaczał jedno – czyjąś śmierć.
            Oczy Nory znów powędrowały na drogę przed nami, a ja zaniepokojony wciąż się na nią patrzyłem.
            - Wiesz jaka jest dziś data, Miles? – zapytała przerywając kującą w uszy ciszę.
            Nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią.
            - Gdzieś tak – przypomniałem sobie szybko datę wycieczki – pewnie szesnasty maja, może osiemnasty. Nie wiem ile byłem nieprzytomny.
            Nie wiedziałem dlaczego jej to mówiłem, przecież ona i jej brat porwali mnie, tak jak Emanuel, ale przy nich nie czułem tego niepokoju. Nie wydawało mi się, żeby chcieli coś mi zrobić, a mogli mi przecież wytłumaczyć to wszystko i rozwiać te mgły, w których błądziłem. Postanowiłem im zaufać.
            - Jest dwudziesty czerwca – poprawiła mnie.
            Nie mogłem w to uwierzyć. Byłem nieprzytomny przez miesiąc. Szczęka prawie dosłownie opadła mi na kolana.
            -  Ale…
            Nora uciszyła mnie, podnosząc jedną dłoń z kierownicy. Zachowywała się znacznie doroślej niż wyglądała, no a do tego musiała mieć prawko. Nie była piętnastolatką.
            - A wiesz może gdzie jesteśmy? – zadała kolejne pytanie, na które wiedziałem, że nie uda mi się dać poprawnej odpowiedzi, więc milczałem. Odpowiedziała za mnie. – Jesteśmy w Norwegii.
            Trudno było mi w to uwierzyć, ale wyjrzałem za okno. Krajobraz, który zauważyłem nie należał do Kentucky. Faktycznie byliśmy w Norwegii. Cholera.

środa, 22 kwietnia 2015

Nowy szablon :) + edit

        Jak widzicie jest nowy szablon :D
        Jest to pierwszy szablon jaki zrobiłam więc wyszedł chyba nieźle :))
        Uważam jednak, że jest to taka swoista wersja alpha więc na pewno będzie się jeszcze zmieniać ;)
        Oczywiście nie stworzyłam tego posta po to żeby was powiadomić o czymś co widzicie, tylko po to, żeby powiedzieć wam, że jeśli ktoś by chciał mogę mu też zrobić szablon. Strasznie mi się to spodobało więc zrobię to z chęcią :P Wiem może, że to nie to samo co na przykład na zaczarowanych szablonach, ale na pewno nie będziecie musieli czekać i warować na ich stronie żeby zamówić szablon (też nie ma jakiejś megaogromnej szansy, że w ogóle szabloniarka go przyjmie), a mój szablon w oczy nie kuje więc jest chyba ok xD
        Więc jakby co to komentarze można pisać tam na dole ˅ :D
EDIT!!! 
Jako, że oczywiście coś spartoliłam nie ma w moim szablonie opcji odpowiadania na komentarze i nie mam zielonego pojęcia jak to naprawić, ups. Info co do szablonów daję tu :)
Najlepiej będzie jeśli na mój mail (nigeranimaxx@gmail.com) prześlecie mi takie najważniejsze informacje:
grafiki - jeśli jakieś macie to linki, tylko obrazy muszą być duże tj. takie jak na przykład na tapetę; jeśli nie to na przykład kogo (np. jakiegoś aktora czy coś), czy co (np. psa, kwiatek, szczoteczkę do zębów xD, cokolwiek) byście chcieli w nagłówku.
kolorystyka - np. czy ma być w odcieniach szarości, różu itp.
układ - jest możliwe 5 układów: bez kolumn (sam tekst, wtedy nie ma możliwości dodania gadżetów), jedna kolumna z prawej, jedna kolumna z lewej, kolumny po obu stronach tekstu, oraz dwie kolumny po prawej stronie
menu (strony) - czy ma być na górze, czy w kolumnie.
inne - np. specjalne czcionki do nagłówków postów i inne rzeczy które nie pasują do żadnych pozostałych kategorii :)
I to na tyle co do tego wątku, czekam na maile, a jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pytania to piszcie w komentarzach :D

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Lux lucis, et tenebrae - 1



            Wiec jest tak jak obiecałam :) Jeśli ktoś jest trochę za leniwy żeby to sprawdzić (piszę bo ja jestem takim trochę leniuchem i chciałabym żeby ktoś mi to wytłumaczył, haha) to tytuł z łaciny znaczy "Cienie i światła" co jest nawiązaniem do tego co będzie się działo później, lecz cśś. Nie będę tworzyć autorskich spojlerów :P. Jak na razie jest trochę mało akcji, ale wszystko zacznie się powoli rozkręcać. Obiecuję. Oczywiście jeśli ktoś tu wpadnie, komentarze i krytyka (tylko zdrowa krytyka nie hejt xD) są mile widziane. Jeśli są jakieś błędy których nie poprawiłam to przepraszam, a teraz endżoj :D
#####
            Autobus w którym jechała nasza klasa, był żółty. Przez rdzawy, brązowawy nalot, wyglądał trochę jak banan, więc gwoli ścisłości jechaliśmy ogromnym stalowym bananem na kółkach. W środku jednak nie pachniało żadnym egzotycznym owocem, wokół unosił się jedynie paskudny odór potu. Było to spowodowane oczywiście brakiem klimatyzacji w naszym autobusie, dało by się znieść to niedopatrzenie gdyby nie to, że był właśnie środek maja, czyli jednego z gorętszych miesięcy w stanie Kentucky. Siedzący obok mnie Emanuel nie odrywał wzroku, swoich czarnych oczu od linii wysokiego napięcia, które były tego samego koloru. Podpierał piegowaty policzek na dłoni bawiąc się swoją dolną wargą tak jak to robią małe dzieci. Dźwięk, który temu towarzyszył doprowadzał mnie do szału.
            - Ostrzegam, że jak nie przestaniesz to zaraz ci przyłożę – wysyczałem, patrząc się na niego kątem oka. – Mówię serio.
            Emanuel był ode mnie wyższy o parę centymetrów i o wiele lepiej zbudowany, nie żebym mu zazdrościł czy coś, po prostu taki był fakt. Jego oczy były jak dwa bezdenne tunele, a włosy miał tak czarne jak kominiarz po ciężkim dniu pracy. Mimo to, że wszystkich wokół oczarował, tak jakby był wróżką w tutu i gorsecie, która sypie na wszystkich magicznym pyłkiem i śpiewa radosne piosenki, ja jednak za nim nie przepadałem. Był najbardziej sarkastyczną i irytującą osobą z jaką w ogóle zetknąłem się w moim życiu, ale już od pierwszego dnia szkoły przyczepił się do mnie tak jakby był moim bliźniakiem syjamskim. Musiałem go po prostu jakoś tolerować.

Notka powitalno-informacyjna

      Witam wszystkich na moim blogu, tak jak pisze tam na górze jest to notka z której dowiecie się o czym będzie ten dziwny blog.
      No to jedziemy.
      Otóż będzie to blog z opowiadaniami. Jako, że jestem osobą, której pomysły wpadają do głowy praktycznie każdego dnia w ogromnych ilościach, nie jestem w stanie prowadzić bloga na którym będę cały czas opisywać tylko jedną historię bo szybko tracę wątek (wierzcie próbowałam 1,2,3,4,5... pięć razy :P). Postanowiłam, że stworzę miejsce do którego będę zwalać wszystkie one shot'y, krótkie kilko-rozdziałowe historie i te dłuższe opowiastki, które gdzieś tam kiełkują w mojej makówce, ot tak żeby się nie marnowały :D. Myślę, że będę je wstawiać tak co mniej więcej tydzień albo trochę więcej (wiecie raz wena jest, raz nie :/), oczywiście zaczynając od dzisiaj, bo mam już w rękawie początek pewnej historii (wydaje mi się, że będzie raczej z grona tych dłuższych, ale nigdy nic nie wiadomo). Muszę ją jeszcze poprawić ale na pewno będzie jeszcze dzisiaj, chociaż i tak wiem, że przez najbliższy czas będzie tu całkowicie pusto no ale co tam xD.
      To chyba na tyle, do następnego spotkania Ludzie Których Tu Na Razie Nie Ma Ale Może Kiedyś Będą :))